czwartek, 5 listopada 2015

Chapter 4


Przed przeczytaniem rozdziału: Uprzedzam! Występuje tu taka jedna chora scena... Jeśli nie chcecie jej czytać, po prostu omińcie przedostatni akapit. Miłej lektury :) 

- Macie jakiś plany na sobotę? – Po gorzkiej reprymendzie dyrektor zapytał.
- Właściwie tak… - Zaczął Logan.
- A więc musicie je zmienić. Najbliższą sobotę spędzicie w kozie.
- Ale, panie dyrektorze…
- Mam dołożyć jeszcze jedną sobotę?
- Nie, nie. – Powiedział brunet. Kendall siedział cicho. Jemu było wszystko jedno.
- W takim razie zabierajcie się stąd i zmykajcie na lekcje. – Rzekł mężczyzna i wstając, wskazał chłopcom drzwi. Do klasy szli w milczeniu. Logan nie miał ochoty rozmawiać. Bo i o czym, skoro nie lubi swego towarzysza? Blondyn zaś nie wiedział, co powiedzieć, aby tamten na niego nie nawrzeszczał. Powoli miał już tego dość, ale nie chciał się jeszcze poddawać. Nadal widział w nim człowieka, a nie tak jak inni dziwaka, do którego strach podchodzić, bo może pogryźć. Był już i tak bliżej niego od reszty, co dawało mu nadzieję, że może zbliżyć się jeszcze bardziej. Uważał, że to musi coś znaczyć, że gdzieś w głębi serca jednak jest lubiany przez brązowookiego. Cieszył się na tę sobotę w kozie. Nie dość, że nie będzie musiał w tym czasie przebywać w znienawidzonym przez siebie domu dziecka, to jeszcze będzie miał dodatkowy dzień, który może spędzić w towarzystwie Logana.

W końcu dotarli do klasy. Weszli do środka i usprawiedliwili się tym, że byli u dyrektora. Zajęli swoje miejsca, a wtedy w oczy Kendalla rzuciła się pewna dziewczyna. Był pewien, że już gdzieś ją widział. Wtedy uświadomił sobie, że to na pewno Aria. Wydoroślała, stała się bardziej kobieca, ale to wciąż była ona. Na przerwie postanowił do niej zagadać. Tymczasem zamiast uważać na lekcji, wpatrywał się w nią jak w obrazek. Choć widział ją tylko z profilu, bardzo cieszył go ten widok. Nagle jej koleżanka z ławki szturchnęła ją w ramię i głową wskazała w stronę Kendalla. Chłopak odruchowo odwrócił wzrok i złapał książkę w ręce. Udawał, że czyta. Nie zauważył nawet, że trzymają odwrotnie. Dziewczyny zaśmiały się tylko i zaczęły między sobą coś szeptać. Do końca lekcji chłopak zerkał na nią dyskretnie, ale już nie wgapiał się w nią tak perfidnie, jak wcześniej. Gdy zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli z sali, Kendall wyszukał na korytarzu Arię otoczoną grupką dziewczyn i podszedł do niej. Nie zastanawiał się, co jej powiedzieć. Był spontaniczny.
- Hej. Jestem Kendall. Pamiętasz mnie? – Zagadał lekko skrępowany. Dziewczyny zmierzyły go wzrokiem. Aria po ich minach wywnioskowała, że nie jest wart jej uwagi.
- Chyba ci się coś pomyliło. Jakoś cię nie kojarzę. – Powiedziała.
- Chodziliśmy razem do piątej klasy zanim wyjechałaś. – Próbował jej przypomnieć.
- Ja cię nie znam. Dotarło? Nie zadaję się z takimi leszczami. A teraz odejdź, bo zabierasz mi tlen niezbędny do życia. – Na te słowa Kendall nie powiedział już nic. Po prostu odszedł z mętlikiem w głowie. Za plecami słyszał śmiechy, odwrócił się do tyłu i zobaczył jak się z niego nabijają.  Pomyślał, że znów się zbłaźnił. Był pewien, że to ona. Dlaczego go odrzuciła? Przecież kiedyś się lubili. Nawet bardzo lubili. Przypomniał sobie randkę, na którą ją kiedyś zabrał. Świetnie się razem bawili. Był zdołowany. Odkąd zmarł jego ojciec, nic nie szło po jego myśli. Wszystko mu się waliło. Nie miał nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Czuł, że w oczach innych jest zwykłym śmieciem, który nie jest nic wart. Przez resztę dnia nie mówił już nic. Pogrążył się w myślach o tym, jaki jest beznadziejny.

                Dla Logana wieść o sobocie w kozie nie była dobrą wiadomością. Musiał prosić ciotkę, by zajęła się Tobim w tym czasie, a bardzo nie lubił jej fatygować. I tak dużo im pomagała. Na Jamesa nawet nie miał co liczyć. Wykazał się ostatnio, więc tym razem to byłoby na sto procent nie możliwe. Albo by go wyśmiał, albo zjechał od góry do dołu i zostawił z problemem. Ich kontakty nigdy nie należały do najlepszych. Uwielbiał dręczyć Logana, to była jego pasja, odkąd brunet wraz z matką wprowadził się do jego domu. Henderson mógł jedynie domyślać się dlaczego taki jest, bo z reguły nigdy nie rozmawiali. Między nimi były wieczne awantury. James cały czas uprzykrzał mu życie. Kiedy się poznali, Logan był jeszcze małym chłopcem. Miał dziesięć  lat, a Maslow osiemnaście. Nastolatek był zazdrosny o młodego. Jego ojciec zaczął mu poświęcać bardzo dużo uwagi. Polubił chłopaka. Początkowo szatyn to znosił, ale gdy brązowooki zaczął na jego ojca mówić „tato” miarka się przebrała, a malec już nigdy nie zaznał spokoju. To wtedy się zmienił. Przez Jamesa stał się oschły dla innych i przestał z kimkolwiek rozmawiać. Przestał ufać ludziom, uważał, że są źli. Po śmierci ojczyma załamał się całkowicie, a gdy jego mama znów zaczęła pić, było jeszcze gorzej. Jedyną jego nadzieją i ostoją był młodszy brat, którego kochał nad życie.

                Logan na przerwie musiał skorzystać z toalety. Na nieszczęście dla Carlosa, który też akurat tam przebywał. Ku zdziwieniu bruneta był sam, a zawsze było w koło niego wielu innych popularsów. Toaleta to chyba jedyne miejsce, w które chodzą sami. Chłopcy minęli się w przejściu. Latynos szturchnął barkiem Logana. Chłopak zareagował i chwycił go za ramię, odwracając go w swoją stronę.
- Uważaj, Pena, bo igrasz z ogniem.
- O co ci chodzi, frajerze?
- Lepiej zostaw Kendalla w spokoju. – Popatrzył na niego wrogo.
- Bo niby co mi zrobisz? – Zapytał lekceważącym tonem.
- Coś co mogłoby zniszczyć twą reputację. Miej się na baczności.
- Ty jakiś pojebany jesteś. – Latynos popatrzył na niego jak na wariata, po czym wyswobodził się z jego uścisku i opuścił łazienkę. Zaczął się zastanawiać o co mogło mu chodzić. Postanowił to jednak olać. W końcu miał do czynienia ze świrem. Zadzwonił dzwonek, a chłopak ruszył w stronę klasy. Na korytarzu spotkał swych kolegów i dołączył do nich. Wszyscy weszli do klasy. To była jedna z tych lekcji, gdzie Logan i Carlos byli razem w grupie. Co prawda siedzieli w osobnych końcach klasy, ale to nie przeszkadzało im w wymianie złowrogich spojrzeń. Kiedy lekcja się skończyła, Latynos wyszedł ze swoimi znajomymi na podwórko, gdzie spotkał też swoją dziewczynę. Oboje opuścili swe grupy i usiedli sami przy stoliku, by chwilę porozmawiać. Patrzyli sobie głęboko w oczy, trzymając się za ręce. Carlos czuł się obserwowany. Co jakiś czas rozglądał się w koło, by odnaleźć obserwatora. Po czasie Aria zauważyła jego dziwne zachowanie.
- Czekasz na kogoś, że się tak rozglądasz?
- Nieee. Ja tylko… Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje.  – Powiedział, a Montgomery zaczęła się rozglądać. Nagle napotkała wzrokiem Kendalla.
- Już nawet wiem kto. – Powiedziała, kiwając głową w jego stronę. Carlos też tam spojrzał.
- Czemu ten frajer miałby na nas patrzeć? 
- Biłeś się z nim ostatnio. A poza tym dzisiaj do mnie zagadał. Ubzdurał sobie, że mnie zna i chciał pogadać, czaisz? – Zaśmiała się.
- Już ja sobie z nim pogadam. – Wściekły i zazdrosny chłopak wstał i walnął pięściami w stolik, po czym podszedł do blondyna.
- Odpierdol się od mojej laski! – Warknął i popchnął go, a ten stracił równowagę, upadając na trawnik. – Ona nie leci na takich leszczy, jak ty. – Wyśmiał go i splunął prosto w twarz, po czym po prostu odszedł. Kendall otarł oblicze z obrzydzeniem i wstał. Nikt nie miał nawet pojęcia, że całej sytuacji przyglądał się Henderson. Kiedy zadzwonił dzwonek, Carlos ruszył w stronę swojej szafki, by wymienić książki. Otworzył ją, a to co było na klejone na wewnętrznej stronie drzwiczek sprawiło, że osunął mu się grunt pod nogami. To zdjęcie.. Miał nadzieję, że nikt nigdy się o tym nie dowie. Na odwrocie zauważył liścik.

„Mówiłem, żebyś się od niego odczepił. Radzę ci zostaw go w spokoju, albo cała szkoła to zobaczy. I nie chodzi tylko o jedno zdjęcie, mam cały kilkuminutowy filmik. Szkoda by było twego przodowego miejsca wśród popularsów, prawda?
PS. Sam jesteś pojebany, frajerze.”

Chłopak nie zastanawiał się długo. Pobiegł szybko do toalety i zamknął się w kabinie. Wrzucił papier do muszli i spuścił wodę. Odetchnął z ulgą. Przecież nie mógł tego nikt zobaczyć. Chyba rzeczywiście będzie musiał odpuścić Kendallowi.

Henderson wracając ze szkoły, jak zwykle odebrał młodszego brata z przedszkola. Dziś przedszkolanka poskarżyła się, że malec pobił kolegę. Sam Toby nie doznał większych obrażeń. Miał tylko lekko rozciętą wargę. Drugi chłopiec zaś miał podbite oko, a zaraz po bójce leciała mu z nosa krew. Logan oczywiście nie pochwalił zachowania brata i obiecał, że z nim porozmawia, jednak nauczycielce też się oberwało. Powiedział jej, że Lucas od dawna zaczepiał Maslowa, jednak nikt tego nie zauważał. Doskonale rozumiał to, że mały w końcu pękł. Podziękował wychowawczyni za rozmowę i przeprosił za brata, po czym wyszedł. Jak co dzień szli prosto do Martinów, po drodze rozmawiając.
- Musiałeś go bić? – Zapytał Logan.
- Ale on zabrał Em zabawkę i powiedział, że to jego. – Wytłumaczył malec.
- A czy ty jesteś adwokatem Em?
- A kto to adwokat? – Chłopiec spojrzał w górę na starszego brata, kurczowo trzymając się jego ręki. Brunet uśmiechnął się, po czym westchnął i odpowiedział.
- To taki ktoś, kto broni innych, gdy ci mają jakiś problem.
- To ja mogę być takim adbopatem. – Wyszczerzył się Maslow.
- Adwokatem. – Zaśmiał się Henderson.
- No przecież mówię. Będę bronić Em, bo ona jest fajna, a Lucas to pedzio.
- Pedzio? Ty wiesz w ogóle co to znaczy?
- Nie, ale Mark tak na wszystkich mówi. – Chłopiec wzruszył ramionami.
- Nie mówi się pedzio, tylko gej lub homoseksualista. Pedzio to brzydko.
- A co to ten homo coś tam? - Młody zapytał.
- Jesteś jeszcze na to za mały. Powiem ci jak trochę podrośniesz. - Chłopak uśmiechnął sie ciepło do brata. Szli dalej. W końcu dotarli do domu Kim i Johna. Weszli do środka, a ciotka już czekała na nich z obiadem. W trakcie jedzenia Logan podpytał ciocię, czy nie mogłaby przypilnować Tobiego w sobotę, jednak niestety nie usłyszał zgody. Okazało się że Martinowie mają zaplanowany wyjazd na cały weekend. Chłopak posmutniał, jednak nie miał im tego za złe. Każdego dnia robili dla niego i jego brata tyle dobrego, że nie miałby serca się na nich obrażać. Po posiłku jak zwykle poszedł z wujkiem do warsztatu, gdzie czekało na niego nie mało pracy.

                Wieczorem chłopcy wrócili do domu. Oboje rozeszli się do swoich pokoi. Toby, by się pobawić, a Logan do lekcji. Znów mu sporo zadali. Przez kilka godzin siedział z nosem w książkach. Był okropnie zmęczony. Rozebrał się do majtek i wskoczył pod kołdrę. Bardzo szybko odpłynął, jednak nie było mu dane długo spać. Obudziły go krzyki z kuchni. Facet jego matki urządził kolejną awanturę. Oficjalnie nawet tu nie mieszkał, a czuł się jak u siebie. Chciał wszystkimi pomiatać, a już w szczególności, gdy był pijany. Wrzaski były co raz głośniejsze. Nagle usłyszeć można było dźwięk tłuczonego szkła. Henderson chciał sprawdzić, co się tam dzieje, ale przeszkodził mu w tym Toby, który zapłakany wszedł do jego pokoju i schował się pod kołdrę, mocno przytulając się do brata. Cały się trząsł i wręcz zanosił płaczem. Logan objął go i zaczął głaskać po głowie. Takie sytuacje często miały miejsce w ich domu. Chłopak próbował uspokoić malca, jednak nie wychodziło mu to. W tle nadal było słychać wrzaski. W końcu nie wytrzymał i wyszedł z pokoju, by uspokoić kłócącą się parę.
- Uspokójcie się wreszcie do cholery! Dziecko przez was płacze!
- Zamknij się gówniarzu! – Warknął facet jego matki.
- Nie mów tak do mojego syna! – W kobiecie nagle obudził się instynkt macierzyński.
- Nie mów mi co mam robić, szmato! – Wrzasnął i rzucił się na nią z łapami. Tego było już za wiele. Henderson wkroczył do akcji. Odciągnął faceta od matki i uderzył go pięścią w brzuch. Tamten zaczął się rzucać, więc poprawił cios. W końcu się uspokoił. Chłopak złapał pijaka za koszulkę i wyrzucił za drzwi, zamykając je na klucz. Chciał wrócić do swojego pokoju, jednak został zatrzymany przez czterdziesto dwu latkę. Sprzedała mu siarczystego liścia.
- A to za co?! – Krzyknął zbulwersowany, trzymając dłoń na bolącym policzku.
- Przegoniłeś mi faceta z domu. Prosił cię ktoś o to?!
- Przecież cię uderzył. – Popatrzył na nią jak na wariatkę.
- Ty go też uderzyłeś.
- Oj nie mam ochoty z tobą dyskutować. Dobranoc. – Powiedział i trzasnął drzwiami od swego pokoju. Położył się do łóżka, zajmując miejsce obok Tobiego.
- Już nie masz się czego bać. Możesz zmykać do siebie. – Uśmiechnął się.
- A mogę spać z tobą? – Malec spytał zachrypniętym od płaczu głosem.
- Oczywiście. – Odparł chłopak, po czym zgasił lampkę nocną, która stała obok łóżka. Chwilę pogadali, po czym znów zasnęli.

                Loganowi śniła się Elena. Przyszła do niego skąpo ubrana. Mrugnęła tylko okiem i zanurzyła się pod kołdrę, pod którą leżał chłopak. Czuł jak łaskocze go w okolicy majtek. Po chwili zsunęła je delikatnie na bok. Jego penis zdawał się prężyć. Poczuł na nim przyjemne ciepło. Kobieta wzięła go do ust i zaczęła delikatnie ssać, przesuwając głowę w górę i w dół. Z czasem się rozkręciła. Jego penis sterczał już maksymalnie, jak tylko mógł. Elena zabawiała się nim na różne możliwe sposoby. W końcu Logan nie wytrzymał i trysnął spermą na jej twarz. W tamtym momencie się obudził. To był jeden z mokrych snów, które zdarzają się większości nastolatków. Bardzo tego nie lubił. Otworzył oczy i chciał wstawać, wiedząc, że zapewne czeka go prysznic. Przed sobą zobaczył postać kobiety. Było ciemno, dlatego nie widział dokładnie kto to taki. Zapalił lampkę. Na ten widok doznał szoku. Wręcz zrobiło mu się nie dobrze.
- Mama?! – Krzyknął, nie myśląc o tym, że może obudzić brata. Czuł obrzydzenie i wstręt. Na wprost niego siedziała jego własna matka z resztką jego spermy na twarzy.
- Czy… Czy ty… - Jąkał się. Kompletnie nie wiedział co ma powiedzieć.
- No co? Wyrzuciłeś mi faceta z domu, a ja chciałam się z kimś zabawić…
- Jesteś obrzydliwa! – Wrzasnął nastolatek. – Wynoś się z mojego pokoju natychmiast! Powinnaś zacząć się leczyć! – Krzyczał na nią. Wypchnął ją za drzwi. Nie mógł na nią patrzeć. Czuł się okropnie. Był zszokowany i zażenowany zaistniałą sytuacją. Zdenerwowany, oddychał ciężko.
- Czemu tak krzyczysz? – Spytał zaspany Toby, przecierając oczy.
- Nie martw się. To tylko zły sen. – Wymusił uśmiech. – Śpij. – Powiedział, a malec posłusznie przekręcił się na bok i zamknął oczy. Logan wyjął z szuflady czyste bokserki i podążył do łazienki, by wziąć gorącą kąpiel. Zarówno drzwi od pokoju, jak i łazienki zamknął  na klucz w obawie przed tym, że jego matka ponownie może zechcieć się do niego dobierać lub co gorsza, do Tobiego.

                Kendall co raz mniej wierzył w siebie, jego samoocena ogromnie spadła. Logan go ciągle odrzucał, Aria też go olała, a na dodatek ona miała chłopaka. I to kogo? Samego Carlosa Penę. Nawet nie było szans, by się z nim mierzyć. W domu dziecka nikt nie chciał mieć z nim nic do czynienia. Czuł się samotny i strasznie nielubiany. Nie wiedział czemu tak jest. Kiedy jego tata żył i mieszkali poza miastem, wszyscy w okolicy go lubili. Miał pełno przyjaciół, a teraz nie było do kogo ust otworzyć. Cały ten dzień spędził na refleksjach i dołowaniu się swym nieszczęściem. Wieczorem nie zszedł nawet na kolację, kiedy inni jedli, on został w pokoju, leżąc na łóżku i gapiąc się w sufit. Później poszedł pod prysznic. Odkręcił ciepłą wodę i zamknął oczy. Choć na chwilę poczuł się odprężony i zrelaksowany. Ciepło otulało jego ciało. W końcu jednak zakręcił kurek, spienił gąbkę i zaczął się myć. W tamtej chwili spadło na niego trzy kilo mąki wysypane prosto z torebek. W tle słyszał śmiechy jego „kolegów”. Był cały biały i okropnie zły. Ponownie odkręcił wodę, próbując spłukać z siebie biały proszek, jednak średnio mu to wychodziło. Jego skóra była wręcz oblepiona, a o włosach już nie wspominając. Szorował się chyba z trzy razy i za każdym razem porządnie spłukiwał. W końcu był czysty. Nadal zdenerwowany wyszedł spod prysznica. Brudne ubrania rzucił w kąt i runął na łóżko. Wściekłość przerodziła się w smutek. Zastanawiał się, za co oni go tak nie lubią? Dlaczego go dręczą? Co on im właściwie zrobił? Nie mógł zasnąć. Wbił twarz w poduszkę i szlochał po cichu z bezsilności. Jeszcze nigdy nie cierpiał tyle, co przez ostatni czas. Nie miał ochoty dłużej żyć. Kiedy wszyscy już spali, zakradł się do kuchni. Otworzył jedną z szuflad i wyciągnął z niej nóż. Ostrze skierował w okolice swojego nadgarstka. Krople łez skapywały z jego oczu na podłogę. Przez moment wspominał swoje życie. Niestety przez ostatnie wydarzenia widział tylko te złe chwile. Ręka trzęsła mu się niesamowicie. W końcu jednak zrezygnował. Strach przejął nad nim kontrolę i odłożył ostry przyrząd z powrotem na miejsce. Siedząc na podłodze, oparł się głową o szafkę. Nadal płakał i nie potrafił przestać. Złość znów zaczęła w nim wzbierać, a razem z nią smutek narastał. Musiał jakoś odreagować swą żałość. Ponownie zaczął myśleć, że jego życie nie ma sensu. Znów otworzył szufladę i wyciągnął z niej nóż. Tym razem był pewien, że chce to zrobić... 
_ _ _ _ _ _ _ __ _ ___  ____ _ _ _ __  _ ___

Witajcie po nieobecności. Rozdział spóźniony o dwa tygodnie, ale co tam ;p
Tłumaczyłem już na BTRAS.. w każdym razie wróciłem i nie zamierzam znikać tak prędko :)

Chora scena przeczytana? A może ktoś ominął? ;p Co sądzicie na ten temat? No dalej. Nawrzucajcie matce Logana :D 

Co było w liście od Logana dla Carlosa? Kto zajmie się Tobim w czasie sobotniej kary? I chyba najwazniejsze CO Z KENDALLEM? Szpital? Cmentarz? A może stchórzy? Dowiecie się czytając dalej :)

A na kolejny rozdział zapraszam 19 listopada ^^ 


Pozdrówki
BTC 



9 komentarzy:

  1. Po pierwsze: Stary, co ty masz we łbie? Najpierw Loganowi się śni niemal naga nauczycielka, a potem, że jego matka próbuje go zgwałcić. Co to ma być? Ja rozumiem, że przedstawiasz tu klasyczną patologię, między innymi, ale wyhamuj trochę, człowieku! Bo jak do tego dorwą się małe dzieci, to może być nie za ciekawie.
    Kendall wciąż ma piekielne życie, ale chociaż Logan trzyma go na dystans, to ten jednak chce mieć w nim przyjaciela. Wciąż interesuje mnie skąd czerpiesz inspirację, że takie rzeczy wypisujesz. Trzy kilo mąki? Istne marnotrawstwo! Wiesz, ile placka, by z tego zrobił? A podobno dzieci w sierocińcach nie mają co jeść. A ten już całkiem załamany...
    Rozdział świetny! czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Loganowi to z matką sie nie śniło. To było na prawdę.
      Ostrzegałem o tym że ten fragment może być chory, w informacjach jasno napisane jest że każdy czyta na własną odpowiedzialność, więc nie mam sb nic co zarzucenia. Psychika dzieci po tym sądzie? Mogły tego nie czytać. Proste ;p

      Usuń
    2. aaa co do mąki. Sam przyjąłem pod prysznicem na głowę 2 kg. Ale to nie było złośliwe tylko po prostu dla jaj. Tak to juz było gdy mieszkałem w internacie ;p

      Usuń
  2. Po pierwsze: Chris co to za scena? :"D hahahhaha ja tu sb mysle no Logan ma fajny sen, a to kurwa jego matka! :O boże biedny Logan, z kim on zostawi tego brata? :'( wydaje mi się, ze z K3 nwm czemu.. Wgl juz to mówiłam, ale on jest taki kochany dla Toby'ego *-*
    Nie no ja współczuje Kendallowi, bo ci "koledzy" serio mają do niego jakis problem, a on przecież jest fajny :) ogólnie K3 lubi Logana, niby bez wzajemności, a tu prisze on go broni xD
    a ta Aria jest jebnięta i tyle -,-
    Carlos jaki bulwers.. A tak serio to ciekawe, co jest na tym zdj :O
    James debil zepsuł Logana :(
    Supcio i czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak z K3 jak on też ma wtedy karę mieć ? :D
      ta ich znajomość jest zawiła ^^

      Usuń
    2. aaa no tak hahaha zapomniałam o tym :"D
      no to może z nauczycielką? XD

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. To jest takie słodkie. Logan niby nie chce mieć nic do czynienia z Kendem, ale jest dla niego jak anioł stróż. Kiedy dzieje mu się krzywda to wkracza do akcji. Jak Carlos mu grozi to sprawia żeby Pena miał powody do strachu. Ja też stawiam, że Aria zna Kenda. Tylko czemu udaje? Bo się go wstydzi? Nie wstydziła się go parę lat temu. Jak widać otoczenie zmienia a reputacja w szkołach ( tym bardziej amerykańskich) jest ważna. Co do tego chorego akapitu to oesu. Sam jesteś chory :p Ich matka... nie mam słów. Wspaniały rozdział i jeszcze raz wszystkiego naj, chociaż już po terminie, ale i tak wcześniej Ci składałam ;)

      Usuń