czwartek, 3 grudnia 2015

Chapter 6


                         Logan upewnił się tylko, że jego matka już nie śpi i wyszli z domu. Chłopak był pełen obaw co do tego, jak kobieta zajmie się jego młodszym bratem. Nie pamiętał takiej sytuacji, by musiała zostać z nim sam na sam. Bał się, że się opije, a na malca nie będzie zwracać uwagi. Całą drogę do szkoły myślał o tym i nie mógł skupić się na niczym innym. Kendall cały czas źle się czuł. Zrobił tylko dwa gryzy kanapki, którą przygotował mu Henderson i zwrócił ją od razu. Jego żołądek nie pracował poprawnie. Teraz żałował tego, że się upił. Zastanawiał się, dlaczego brunet okazał mu serce i mu pomógł. Przecież mógł go zostawić w tym parku i nie przejmować się zwykłym, bezwartościowym śmieciem.

- Dlaczego to zrobiłeś? – Blondyn odezwał się, przerywając ciszę i wyrywając starszego chłopaka z zamyślenia.
- Ale co? – Zapytał, nie ogarniając sytuacji.
- Wziąłeś mnie do siebie. Pomogłeś mi…
- Aaaa. To. – Powiedział, jakby dostał olśnienia. – Nieważne. Zapomnij o tym.
- Ale jak to?
- Normalnie. Po prostu zrobiło mi się ciebie szkoda, ale to nic nie znaczyło.
- A to nie jest tak, że trochę mnie lubisz? – Nie dawał za wygraną. 
- Powiem ci to po raz kolejny. Ja nie lubię NIKOGO. Rozumiesz? Odczep się wreszcie ode mnie. Nie jestem dobrym materiałem na kumpla…
- Ale dlaczego?
- Bo tak i już! – Warknął
- „Bo tak” jest argumentem dla ludzi, którzy go nie posiadają.
- Przestaniesz mnie wreszcie wkurwiać?! Zamilcz, chłopaku, bo nie ręczę za siebie.
- Dobra… Ale ja swoje wiem. – Uśmiechnął się.
- Powiedziałem ZAMILCZ! – Warknął. Nastała cisza. Każdy z nich pogrążył się w swoich myślach. Kendall myślał o tym, dlaczego Henderson go ciągle odrzuca, a brunet o sowim bracie. W ciszy dotarli do szkoły, gdzie skierowali się do jednej z sal, w której miała odbyć się kara. Zajęli miejsca w pojedynczych ławkach. Nauczyciel wyjaśnił wszystkim zgromadzonym zasady, po czym przeszedł do rozwiązywania krzyżówek. Niektórzy bazgrali coś na kartkach, inni słuchali muzyki, a jeszcze inni spali. Tylko Logan i Kendall siedzieli bezczynnie i myśleli. Henderson cholernie się martwił. Na wszelki wypadek miał ze sobą telefon. Wyciszył go, choć wiedział, że powinien być wyłączony. Takie zasady. Mimo wszystko tego nie zrobił. Miał złe przeczucia.

                Tak minęła im połowa kary. Telefon nadal nie zadzwonił, dlatego Logan trochę się uspokoił. Zaczął wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Kendall obserwował go dyskretnie. To było dla niego dziwne. Zazwyczaj kamienna twarz chłopaka, wyrażała dziś przeróżne uczucia. Takiego Hendersona jeszcze nie widział. Wiedział, że czymś się martwi, ale kompletnie nie rozumiał czym. Miał dom, rodzinę, która wyglądała na szczęśliwą. Czego chcieć więcej? Kendall trochę zazdrościł mu takiego życia. Kiedy jego ojciec jeszcze żył, nie miał dla niego zbyt wiele czasu. Był pochłonięty pracą, a gdy umarł, jego w miarę szczęśliwe życie przemieniło się w koszmar. Nagle zauważył jak na obliczu bruneta maluje się przerażenie. Chłopak sięgnął ręką do kieszeni i dyskretnie wyciągnął z niej telefon. Poderwał się i ruszył w stronę wyjścia.
- Gdzie się wybierasz, młody człowieku? – Zapytał mężczyzna, siedzący przy biurku.
- Um..  Ja… muszę do toalety.
- Źle się czujesz?
- Dokładnie tak.
- Idź, zanim zbełtasz się mi na biurko. – Facet pozwolił mu odejść. Kendall był ciekaw o co może chodzić. Nagle wpadł na pomysł, jak się tego dowiedzieć. Podniósł rękę do góry, jednak jego gest został zlekceważony. Chrząknął głośno, a nauczyciel podniósł na niego wzrok.
- O co chodzi? – Zapytał.
- Może pójdę sprawdzić, co z nim. Jeszcze zemdleje w tej toalecie. Nie wyglądał dobrze…
- Idź. – Mężczyzna burknął. Blondyn niewiele myśląc wstał z ławki i skierował się w kierunku wyjścia. Kiedy był w holu, zaczął się rozglądać. Szukał wzrokiem bruneta. Wiedział, że nie poszedł do toalety. Niestety, chyba było już za późno. Kendall pomyślał, że już nigdy nie dowie się, co się wydarzyło. Nagle jego wzrok przykuło coś, leżącego na podłodze. Podszedł bliżej. To był telefon. Schylił się, by go podnieść. Odblokował ekran i zobaczył wiadomość. Dzięki niej, wiedział dokąd udał się Logan. Schował komórkę do kieszeni i pobiegł w kierunku pobliskiego szpitala. Biegł ile sił w nogach, bo wiedział, że tam odnajdzie Hendersona. Wbiegł do budynku okropnie zmęczony. Schylił się i zaprał rękoma o kolana, oddychając głęboko. Podszedł do recepcji.
- Przepraszam? Gdzie znajdę Tobiego Hendersona? – Zapytał.
- Chwileczkę, już szukam.  – Powiedziała recepcjonistka, zanurzając nos w papierach. - Nie mam tu nikogo takiego. Przykro mi. – Odpowiedziała.
- Ale jak to? Mały chłopiec, blond włosy, pyskaty, mniej więcej takiego wzrostu. – Powiedział, wskazując na wysokość swojego pasa.
- Aaaaaa! Już wiem o kim pan mówi. Toby Maslow. Jest pan kimś z rodziny? – Kobieta zapytała. Kendall myślał przez chwilę. Maslow? Myślał, że mają takie same nazwiska…. Postanowił to jednak sprawdzić.
- Tak. Tooo mój kuzyn.
- Aha.. Więc czemu pomylił pan nazwisko?
- To ze stresu… To gdzie go znajdę?
- Pierwsze piętro, sala numer  69.
- Dziękuję. – Powiedział, uśmiechając się i szybko poszedł w kierunku windy. Rozbawił go numer sali, nasunęły się zbereźne skojarzenia. Kiedy dotarł pod wskazaną salę, zauważył Logana przyklejonego do szyby. Postukał go po ramieniu.
- Co ty tu robisz? – Odezwał się zdziwiony brunet. Próbował przełknąć łzy, by nie wyjść na mięczaka, ale średnio mu to wyszło. Kendall od razu zwrócił uwagę na jego zeszklone oczy.
- Zgubiłeś coś.. – Powiedział, wyciągając z kieszeni jego telefon.
- Dzięki. – Powiedział beznamiętnie i wziął go do ręki.
- Co się stało? – Blondyn zapytał po chwili ciszy.
- Na razie wiem tyle, że jest poparzony. Lekarze ciągle wkoło niego biegają i nie wpuszczają mnie do środka… - Powiedział, cały czas patrząc w szybę, przez którą widać było chłopca. Kendall stanął obok niego i przyglądał się temu, co działo się w środku. Po chwili lekarka wyszła na korytarz, a Logan od razu do niej podszedł.
- Pani doktor, co z moim bratem?
- Chłopiec jest dość poważnie poparzony, ale wyjdzie z tego. Dostał silne leki przeciwbólowe. Podajemy też antybiotyki, żeby zbić wysoką temperaturę jego ciała. – Oznajmiła lekarka.
- Jak w ogóle do tego doszło? – Chłopak zapytał.
- Z tego co wiem, chciał zaparzyć sobie herbatę i wylał na siebie wrzątek z czajnika.
- Ale sam?! Przecież matka tam była…
- Z tym już nie do mnie. Musi pan o tym z nią porozmawiać.
- Dobrze… Mogę do niego wejść? – Zapytał.
- Jeszcze nie. Pana brat będzie teraz spał, a pielęgniarki muszą podawać mu leki.
- Nawet na chwilę?
- Obiecuję, że jeszcze dziś porozmawiacie, ale naprawdę nie teraz. A teraz przepraszam, ale pacjenci czekają. – Powiedziała wymijająco i odeszła.
- KUR – Logan uderzył w metalowy kosz, stojący obok. – WA – Uderzył jeszcze raz. – MAĆ – I kolejny. Usiadł na krześle i schował twarz w dłonie. Miał okropny żal do matki. Wiedział, że nie zaopiekuje się nim należycie. Miał ochotę ją rozszarpać. Wbrew własnej woli zaczął płakać. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Nie chciał, by Kendall oglądał go w takim stanie. Nie chciał, by ktokolwiek go tak oglądał. Jego opinia twardziela i samotnika, jaką wypracował sobie przez ostatnie lata,  mogła pęknąć jak bańka mydlana. Blondyn podszedł do niego i usiadł obok. Objął go i poklepał po ramieniu, dodając otuchy. W tamtej chwili Logan potrzebował tego. Wisiała mu już jego opinia. Spojrzał na chłopaka i przytulił się do niego, wylewając łzy na jego ramię. Kendall położył dłonie na plecach chłopaka i nic nie mówiąc przycisnął go mocniej do siebie. Henderson po woli się uspokajał. Podniósł głowę i otarł łzy. Wyprostował się na krześle, patrząc się tępo przed siebie. Po chwili ciszy odezwał się.
- Nie powiesz nikomu o tym co tu zaszło, prawda?
- Jasna sprawa. – Kendall odpowiedział.
- Dzięki. – Kąciki ust nastolatka delikatnie się uniosły.
- Nie ma sprawy. Od tego ma się przyjaciół. – Blondyn uśmiechnął się szeroko, wystawił rękę w stronę Hendersona. Chłopak popatrzył się na niego, zastanawiając się, co zrobić w tej sytuacji. Część jego bardzo chciała się z nim zaprzyjaźnić, jednak druga część stanowczo mu tego odradzała. Mimo wszystko postanowił wybrać tą pierwszą opcję. Uścisnął jego dłoń i posłał mu uśmiech.

                Wieczorem Logan mógł już wejść do brata. Przysunął krzesełko do jego łóżka i popatrzył na chłopca. Pogłaskał go delikatnie po głowie. Toby w tym momencie otworzył oczy.
- Hej, mały. – Logan uśmiechnął się.
- Siema, duży. – Blondyn posłał mu uśmiech.
- Jak się czujesz?
- Trochę piecze…
- Jak ty to zrobiłeś? – Logan chciał usłyszeć jego wersję wydarzeń.
- Chciałem zrobić sobie herbatkę i woda się na mnie wylała…
- A mama?
- Ona spała.
- To nie mogłeś jej obudzić? – Chłopak zapytał.
- Chciałem, ale powiedziała żebym sam sobie zrobił. Głupia pedałka. – Maslow podsumował. Henderson wybuchł niepochamowanym śmiechem. Toby popatrzył na niego, jak na kosmitę, a potem sam zaczął się śmiać.
- Ooo. Widzę, że humorek dopisuje. – Do sali weszła uśmiechnięta lekarka. – Bardzo się cieszę. Myślę, że za dwa dni będziesz mógł już śmiać się w domku.
- To super! – Powiedział chłopiec.
- Ale teraz powinieneś iść spać. Brat cię jutro odwiedzi. – Spojrzała na Logana. Chłopak podniósł się z krzesła i nachylił nad blondynem.
- Pani doktor ma rację. Śpij dobrze, młody. – Zmierzwił jego włosy.
- Ty też, stary. – Chłopiec odpowiedział i przybili sobie żółwika. Logan jednak nie opuścił szpitala. Postanowił zostać na korytarzu. Obserwował Maslowa przez szybę. Widział jak zasypia. Przysiągł sobie, że zapewni mu lepsze życie. Wiedział nawet jak to zrobić. Wyjął telefon z ręki i napisał do Ellie krótkiego sms-a: „wchodzę w to”. Po chwili dostał odpowiedź: „Trzeba to będzie jakoś uczcić. Chyba musimy dokończyć to co zaczęliśmy… ;)” Chłopak nie odpowiedział. Nie miał teraz na to ochoty. Chciał zostać przy bracie. Czuł, że musi. Wsunął urządzenie z powrotem do kieszeni i usiadł na krześle. Nawet nie wiedział, kiedy oczy mu się przymknęły i odpłynął.

                Kendall tymczasem szczęśliwy poszedł do domu dziecka, by się zameldować. W końcu nie wrócił na noc. Obawiał się konsekwencji, ale miał to gdzieś. Wreszcie udało mu się przekonać do siebie Hendersona. Wtedy, gdy już całkowicie zwątpił, los się do niego uśmiechnął. Kiedy doszedł na miejsce, ze skwaszoną miną powitała go jego wychowawczyni.
- Gdzie to się łaziło?! Miałam już policję wzywać!
- Niepotrzebnie się pani martwiła..
- Ty mnie nie widziałeś zmartwionej.. Ciesz się, Schmidt.
- Cieszę się niezmiernie. – Odpyskował jej. – Czy mogę już iść do swojego pokoju? Chciałbym się położyć.
- Nie tak prędko. Za karę posprzątasz dziś toalety na swoim piętrze.
- Ale…
- Bez dyskusji! Idź do woźnej po sprzęt i zaczynaj! Biegusiem, biegusiem. – Pogoniła go. Kendall poszedł do składziku woźnej. Dostał od niej płyn, wodę, gąbkę, ścierkę i szczotę do kibla. Z opuszczoną głową udał się w kierunku toalet. Na jego piętrze znajdowały się trzy i każda była zapchana. Musiał pójść jeszcze po przetykaczkę. Gdy wrócił, we wiaderku z wodą pływała kupa, a wszystkie płyny porozlewane były na płytki. Jeszcze raz udał się do sprzątaczki po potrzebne rzeczy. Tym razem, mając już wszystko, zabrał się za sprzątanie. Z obrzydzeniem czyścił toalety. Nieprzyjemny zapach i wygląd, przyprawiał go o mdłości. W końcu jednak skończył. Odniósł wszystkie rzeczy na miejsce i ruszył do swego pokoju. Jego „koledzy” już spali. Chłopak runął na swoje łóżko i sam zasnął bardzo szybko. 
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ 

Witam! Witam! Jak wrażenia po rozdziale? Złości na matkę Logana ciąg dalszy :D Huheuehue :) Skrobcie komcie :) 

Ten rozdział jest z dedykacją dla Wery, która jutro ma urodziny. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! I weny oczywiście. :* 

I co tu więcej pisać? Przejdźmy dalej ;p Czy to pojednanie będzie procentowało dalej? Czy będą z nich wzorowi przyjaciele? Jak przyjęcie propozycji Ellie zmieni życie Logana? Czytajcie dalej :) 

A na kolejny rozdział zapraszam 17 grudnia. :D Kończą mi się zapasy... 


Pozdrówki:
BTC :)

7 komentarzy:

  1. Nosz kurwa ta matka jest pojebana! Biedny mały się poparzył :'( Wyszło na to że Logan miał jednak dobre przeczucie i wiedział że coś się stanie ...
    Tak wooo shippujmy Kogana! Tzn jako przyjaciół :D mam nadzieje, że bd sie przyjaźnic dłuuuuugo ;p
    Co do tej propozycja to tak czekam czy to jakos zmieni jego życie, czy coś ruszy w dobrą stronę :)
    Super rozdział i czekam na nn oczywiście :)


    Yoł a teraz:
    Dziękuję ci bardzo za życzenia, bo to chyba o mnie chodzi xD to bardzo miłe z twojej strony że pamiętałeś :* jest mi tak miło strasznie, super uczucie *-* dziękuję, dziękuję, dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. proszę proszę proszę :*
      ROZDZIAŁ PISZ! :D Bo Reba czeka tylko na jeden mały sygnał. Zobaczysz. Przyjdzie Ci wpierdolić ;D I jeszcze matka Logana się dołączy ;p

      Usuń
  2. Toby ma racje. Głupia pedałka :D Logan i uczucia. Ja chce tutaj Kogana, nie Lellie. Lellie było na BTRAS i rozjebales ich związek. wgl. We ta matka chora jakaś, Henderson powinien jej zabrać pieniądze i karty to alkohol kupować przestanie lub wysłać na odwyk i di dziadków np pojechać lub do Jamesa sie wpierdzielic...
    Super rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  3. WIELKI POWRÓT NA BLOGGERA, JUŻ SIĘ NIE BĘDĘ OPIEPRZAĆ Z PISANIEM I KOMENTOWANIEM, OBIECUJĘ :C
    A właśnie, co do komentowania, czas się za to zabrać.
    Przy słowach głupia pedałka zaczęłam tak niekontrolowanie się śmiać, że moi sąsiedzi myślieli, że coś się u mnie dzieje. Pozdrawiam, zwaliłam winę na ciebie xoxo
    Zastanawiam się, co ten kosz zrobił Loganowi, że tak go sprał. Ja wiem, emocje i wg, ale CO ZROBIŁ CI TEN KOSZ, HENDERSON?! Gdyby nie jego opiekuńczość co do Maslowa, to zjechałabym ;-;
    Kendall jaka kara. Boże, że też tam nie zemdlał! :o
    Czekam i zapraszam do siebie xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak Logan i Kendall zostali przyjaciółmi. Yeah! Wiedziałam, że to w końcu nastąpi. A teraz uwaga, bo będę jasnowidzieć. Logan zrobił Kendallowi przysługę, zabierając go ze sobą, kiedy ten się upił. I dla niego to było nic, w przeciwieństwie do Kendalla. Bo dla niego to wiele znaczyło. Ale... kiedy mały się poparzył, to Kenny nie pozostawał mu dłużny i nie zostawił go zdanego na siebie. I to jego „Tak postępują przyjaciele”, czy jak to tam szło. I wtedy Logan powitał go jako swojego przyjaciela. No i cudnie. Ale niepokoi mnie ten SMS, to, że się zgodził, a praktycznie nie miał wyjścia. John Casey pewnie by ich z miejsca powystrzelał i byłby spokój. Wiesz, to je John, tylko palec go świerzbi. Rozdział oczywiście świetny! Czekam na nn! I przepraszam, że tak długo czekałeś na koma.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak Kend znalazł ten telefon to wstrzymałam oddech. Myślałam, że to sms od Ellie. By się wydał ich pseudoromans i co by było? Ktoś by sprzątnął Kenda. Współczucie dla Tobiego. Już mówiłam nie raz nie dwa... ta matka to nie matka. Logan okazał słabość. Może ten samotny wilk założy dwuosobową watahę? Zobaczymy. A jednak Log się zgodził. Oj biada biada mu. Super rozdział ;)

    PS Zmieniła mi się czcionka komów na tel. Lol...

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej masz fajny blog... jak chcesz to możesz wpaść do mnie http://kochambigtimerushr.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń