wtorek, 29 grudnia 2015

Chapter 7


                Logan siedział na krześle na szpitalnym korytarzu, podpierając głowę ręką i spał. Po czasie zauważyła go jedna z pielęgniarek i podeszła do niego. Chwyciła go za ramię i delikatnie potrząsnęła.
- Chłopcze. Chłopcze, obudź się. – Mówiła. Logan otworzył oczy. Nie widział dobrze, był zaspany. Przetarł oczy dłońmi, by poprawić ostrość widzenia i odpowiedział.
- Tak.. Już nie śpię.
- Idź przespać się w domu. Później odwiedzisz brata. – Uśmiechnęła się. Była bardzo miła.
- Nie. Ja muszę z nim zostać. Jestem mu to winien.
- Na pewno sobie poradzi. Jest bardzo samodzielny, a ty potrzebujesz snu.
- No dobrze… Ale wrócę tu z samego rana. – Chłopak podniósł się leniwie. – Do widzenia. – Powiedział i ruszył w kierunku wyjścia.
- Dobranoc. – Kobieta poprawiła go, jednak ten chyba nie zrozumiał. Był okropnie śpiący. Raz jeszcze spojrzał przez szybę na brata i odszedł bez słowa.

Ulice Nowego Jorku o tej porze były już puste. Prawie. Nie licząc bezdomnych i miejscowych chuliganów. Logan szedł chodnikiem z rękoma w kieszeni. Nie spieszył się. Po drodze został zaczepiony kilka razy, ale nie zwracał uwagi na ludzi mówiących do niego lub grożących mu. Miał to wszystko gdzieś. W końcu dotarł do domu. Matki nie było w środku. Pomyślał, że może i dobrze. Gdyby tam była, mógłby w nerwach jeszcze jej coś zrobić. Brunet nie miał już sił na prysznic. Po prostu zdjął swe ubrania i rzucił się na łóżko. Zasnął natychmiast. Następnego ranka wziął tylko prysznic i nawet nie jedząc śniadania wybrał się do swojego brata. Tam otrzymał dobre informacje. Za dwa dni jego brat mógł już opuścić szpital. Cieszył się niezmiernie. Dostał też telefon od Ellie. Umówił się z nią na poniedziałek. Miał nadzieję, że dostanie już jakieś swoje pierwsze zlecenie, czy coś w tym stylu. Bał się, ale potrzebował pieniędzy. Musiał to zrobić, by jego braciszek miał lepsze życie niż dotychczas.

            Kendall w poniedziałek rano musiał iść do szkoły. Cała niedziela minęła mu bez głupich żartów i docinków innych mieszkańców domu dziecka. Bardzo go to zdziwiło, a za razem ucieszyło. Miał nadzieję, że to już koniec jego męki. Kiedy jednak otworzył swoją szafkę, by się ubrać, zauważył, że na ubraniach jest coś białego. Nabrał trochę na palce i powąchał. To była pianka do golenia. Wściekł się. Miał głęboką nadzieję, że innym już znudziło się gnębienie go, ale niestety się pomylił. Przeklął pod nosem, wziął kupkę swych ciuchów i poszedł do pralni. Chciał oddać brudne ubrania do prania. Modlił się, by na miejscu zastał coś swojego, co byłoby już czyste. Grzecznie zapytał jednej z kobiet o swoje ubrania, a ta pokazała mu posortowane rzeczy po swej prawej stronie. Z uśmiechem podszedł i zgarnął to, co mu wskazała. Wrócił do siebie i ubrał się. Dopiero wtedy mógł pójść na stołówkę, by zjeść śniadanie. Kiedy był już gotowy, wyszedł do szkoły. Spóźniony dotarł w połowie pierwszej lekcji. Nauczycielka pouczyła go i kazała zająć mu miejsce. Blondyn zastanawiał się, czy Logan się dziś pojawi. Nie mógł się skupić. Cały czas myślał o brunecie i jego młodszym bracie. Lekcja dobiegła końca. Wszyscy chórem wyszli z klasy. Kendall poszedł do swojej szafki, by wyjąć książki potrzebne na kolejny przedmiot. Otworzył ją i zdziwił się, gdy w środku zobaczył różową kopertę. Otworzył ją i wyjął z środka kartkę, na której było coś napisane. Zaciekawiony, zaczął czytać.

„ Przepraszam, że tak Cię ostatnio potraktowałam. Jestem teraz popularna, więc nie mogę pozwolić sobie na kontakty z nowymi. Mogłaby ucierpieć moja reputacja. Poza tym mam teraz chłopaka. Gdyby plotka rozniosła się po szkole.... Sam rozumiesz. Oczywiście, że Cię pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć? Chciałabym się spotkać. Moja ciotka ma małą kawiarenkę dwie ulice dalej. Będę czekać o 19.

Całuski  - A."


            Kendalla zadziwiła ta wiadomość. Ucieszył się. To była chyba jedyna miła rzecz, jaka przydarzyła mu się od rana. Ba! To była jedna z milszych rzeczy, jakie przydarzyły się mu od przeprowadzki do Nowego Jorku. Czuł, że ten dzień będzie udany. Musiał taki być. Nie mógł się już doczekać na spotkanie ze swoją dawną miłością. Miał motyle w brzuchu.


            Logan tego dnia nie poszedł do szkoły. Cały czas był przy Tobim. Ich matka nie zjawiła się tam ani razu. Henderson musiał tłumaczyć lekarce, że matka dużo pracuje i po prostu nie ma czasu. Rzygał już tymi wymówkami. Chciał wszystkim wykrzyczeć prawdę o tym, jaka jest jego matka, ale bał się, że jego brata zabiorą wtedy do domu dziecka. Sam był tam przez pewien czas i wcale nie wspomina dobrze tego okresu. Po południu jednak musiał opuścić małego Maslowa. Udał się na umówione spotkanie z Eleną. Był zestresowany. W komórce miał zapisany adres. Dotarł do jakiejś nieznanej mu wcześniej uliczki. Znajdowała się tam stara hala. Jeszcze raz spojrzał na notatkę w swoim telefonie. Tak, to na pewno tu. Niepewnie pchnął drzwi, które otworzyły się skrzypiąc i wszedł do środka. Jego oczom ukazała się nowocześnie wyposażona sala treningowa. Strzelnice, tory przeszkód i inne takie. To wyglądało, jakby mieli rekrutować go do wojska. Zdziwił się. Inaczej to sobie wyobrażał.
- Hallo? – Zawołał, a echo rozniosło się po całym budynku. – Jest tutaj kto? – Nadal nikogo nie widział.
- Jestem! Już idę! – Usłyszał znajomy mu kobiecy głos. Ellie wyszła z małego pomieszczenia i podeszła do chłopaka. – Cześć. – Wystawiła rękę w jego stronę. Logan niepewnie ją uścisnął. Dziwnie się czuł.
- Czemu tak sztywno? – Zapytał. Liczył na jakiegoś całusa, czy coś.
- Musimy nauczyć się oddzielać sprawy prywatne od zawodowych, a poza tym mój mąż może tu przyjść w każdej chwili. – Odparła, uśmiechając się. – Właściwie to już tu powinien być. – Powiedziała, spoglądając na zegarek. – No nic, zaczekamy.
- Rozumiem.. – Brunet odparł trochę zawiedziony. W tamtym momencie do budynku wszedł Eric, mąż Eleny.
- Przepraszam was za spóźnienie. Szkolna sprzątaczka mnie zatrzymała, bo wylało mi się trochę kawy na podłogę. Te siksy się tam tak panoszą…
- To fakt. – Poparł go Logan.
- Witaj, Logan. – Mężczyzna podał mu rękę. Znów czuł się dziwnie. Zawsze widział się z nim w klasie na godzinie wychowawczej lub na lekcjach wf-u, a teraz znajdowali się tutaj i sam jeszcze nie wiedział, co go czeka. – Oto pierwszy dzień twojego szkolenia. Powiedz, miałeś kiedyś broń w ręku? – Chłopak pokręcił przecząco głową. Winston uśmiechnął się sztywno i poprosił bruneta za sobą. Dotarli do miejsca, w którym była strzelnica. Kazał nałożyć mu słuchawki i okulary na oczy i po prostu strzelać do celu. Nie wyjaśnił mu żadnych zasad. Logan próbował celować. Padł strzał. Potem kolejny i jeszcze jeden. Tak, aż do wyczerpania magazynku. Winston nacisnął przycisk, a tarcza przysunęła się blisko nich. Jakież było zdziwienie ich obu, gdy większość  strzałów okazała się być celna w sam środek. Loganowi uśmiech nie schodził z twarzy. Miał więcej szczęścia niż rozumu. Winstonowie popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Eric poklepał Logana po plecach.
- Świetna robota. Naprawdę nigdy wcześniej nie strzelałeś? – Zapytał dla pewności.
- Nigdy.
- W takim razie jesteś do tego stworzony, chłopcze. – Mężczyzna uśmiechnął się. Spróbujemy czegoś trudniejszego. Winston sięgnął po broń innego kalibru, wymienił tarczę i odsunął ją dalej, niż była wcześniej. Logan wycelował i padły strzały. Tarcza znów przybliżyła się do nich. Te strzały jednak nie były tak celne jak poprzednio. Mimo wszystko Eric i tak był zadowolony.
- Jak na pierwszy raz, jest doskonale. – Uśmiechnął się. – Zaczynasz mi się podobać, chłopaku. – Powiedział. Logan poczuł się dumnie. – Będziemy jeszcze trochę nad tym pracować. Po twoich wynikach z wychowania fizycznego wnioskuję, że jesteś dość wysportowany. Masz dobre oceny. Jedne z lepszych w klasie. Myślę, że nie będzie problemów z torem przeszkód. Przynajmniej na razie..  Z czasem będziemy zwiększać poziom trudności. Jeśli chcesz z nami pracować musisz być czujny i mieć oczy dookoła głowy. – Mężczyzna mówił, po czym uderzył chłopaka z całej siły w brzuch. Logan zgiął się w pół i upadł na podłogę.
- A to za co? – Wydukał, trzymając się za brzuch.
- Mówiłem o czujności. – Mężczyzna wyszczerzył się, po czym wyciągnął rękę, by pomóc mu wstać. Kiedy Logan się podnosił, ten kopnął go w nogi, tak że chłopak znów upadł. – Czujność, chłopaku! CZUJNOŚĆ! – Podniósł głos. – Jeszcze raz wystawił rękę w jego stronę. Obolały Logan trzymał się jej kurczowo, by móc się podnieść. Tym razem mężczyzna nie zadał żadnego ciosu. – Widzę, że masz już dość na dziś, dlatego dam ci spokój. Spotkamy się tu jutro o tej samej porze.
- Myślałem, że niedługo będę mógł zacząć…
- Ha ha ha! Słyszałaś to, kochanie? – Mężczyzna zaśmiał się w stronę blondynki. – Chłopie, najpierw musimy cię przeszkolić, bo inaczej zginiesz przy pierwszej lepszej akcji. Dobrze strzelasz, ale to nie wszystko. – Mężczyzna po tych słowach wymierzył cios w jego twarz. Chłopak jednak w porę się zorientował i zdołał się obronić. – Widzę, że łapiesz o co chodzi. – Winston uśmiechnął się, widząc, że Logan robi postępy i to przy pierwszym spotkaniu.
- Łapię, ale potrzebuję pieniędzy. Muszę jak najszybciej wynieść się z domu.
- Takie są reguły, młody.
- Myślałem, że..
- Nie wiem co powiedziała ci Elena, ale takie są zasady. Na chwilę obecną nie jesteś jeszcze gotowy. W każdym razie  nie ma odwrotu. Już w to wszedłeś. Jutro dogadamy szczegóły. 



            O umówionej godzinie Kendall stawił się w kawiarence. Nie miał za wiele czasu, bo o 21 musiał być już w domu dziecka. Wtedy to sprawdzali pokoje i liczyli, czy wszyscy podopieczni znajdują się w swoich łózkach. Miał nadzieję, ze Aria nie spóźni się na spotkanie. Jego modły zostały wysłuchane. Ledwo zdążył zająć miejsce, a drzwi lokalu otworzyły się. Dzwonek dał znać o nowym kliencie. W progu stanęła Montgomery. Uśmiechnęła się na widok blondyna, pomachała mu, po czym ruszyła w jego stronę. Chłopak wstał i wysunął jej krzesło, jak na dżentelmena przystało. Potem zajął swoje miejsce. Przez pewien czas siedzieli w ciszy, czuli się niezręcznie. Po chwili jednak przyszedł kelner i zapytał o zamówienie. Kiedy odszedł zaczęli rozmowę.
- Na początek przepraszam cię za tamto. Naprawdę chciałam z tobą pogadać, ale nie mogłam przy dziewczynach.
- Spoko, rozumiem. Kiedyś miałem podobnie. Niestety zmiana szkoły, to zmiana pozycji. Już wiem, jak czuły się te wszystkie osoby, które olewałem.
- Przykro mi…
- Przeżyję. To ostatni rok szkoły, więc dam radę.
- Cieszę się. – Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Opowiadaj. Kobieto, gdzie cię wcięło? Kupę lat cię nie widziałem.
- Więc.. Z dnia na dzień mój tata dostał pracę we Włoszech. Zapakowaliśmy manatki i wylecieliśmy. Wróciliśmy dość niedawno, gdy mój tata zmarł.. – Szatynka posmutniała.
- Przykro mi, ale wiem co to znaczy. Sam nie mam obojga rodziców. Tata umarł niedawno i trafiłem do domu dziecka, a o mamie sama wiesz.
- Tak.. Pamiętam. Jak sobie radzisz?
- Jakoś daję radę. Jest ciężko, ale zawsze mogło być gorzej. – Chłopak delikatnie uniósł kąciki ust.
- Dobre nastawienie to podstawa. – Dziewczyna obdarzyła go szerokim uśmiechem. W tamtym momencie nadeszło ich zamówienie, więc zabrali się za jedzenie. W trakcie wspominali dawne czasy. Mieli sobie wiele do opowiedzenia. Między nimi powstała przyjacielska więź. Bardzo dobrze im się rozmawiało, jednak czas leciał nieubłaganie i blondyn musiał już wracać. Nie chciał ponownie bawić się w babcię klozetową. Przetykanie zatkanych toalet nie było przyjemne. Za jedzenie nie musieli płacić. Ciotka Arii stwierdziła, że to na koszt firmy. Puściła oczko do dziewczyny, dając jej znak, że z Kendalla fajny chłopak, po czym młodzi wyszli z lokalu. Schmidt zaproponował, że odprowadzi dziewczynę, jednak ta przyjechała samochodem, więc nie było potrzeby. Role wręcz się odwróciły, bo to Aria odwiozła go pod same drzwi znienawidzonej już przez niego placówki. Pożegnali się i blondyn opuścił jej auto. Po powrocie szybko się ogarnął i ułożył w łóżku. Na kolanie odrobił zadaną pracę domową. Nie mógł się skupić. Cały czas myślał o Arii. Poczuł do niej coś więcej niż tylko przyjaźń. To uczucie było w nim gdzieś uśpione, a teraz odżyło. A może to było tylko zauroczenie?  Kiedy skończył odrabiać lekcje, położył się spać, cały czas myśląc o pięknej szatynce. 

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Witam Was moi kochani!!! O Bosz.. Jak ja dawno tego nie pisałem. Tęskniłem! Wy też?

Myślałem, że mam trochę mniej tego zapasu rozdziałów, ale jeszcze trochę mi zostało... Jakieś ochłapy.. skrawki rozdziałów. Może coś jeszcze z tego ulepię. ^^ Na razie zostawiam Was z tym rozdzialichem, który dedykuję pewnej Natalii Parker. To ona mnie zmotywowała. Dziękuję! :) 

Cóż.. Życzeń świątecznych Wam nie złożyłem, to może chociaż noworoczne? SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!! I oczywiście mam nadzieję, że te święta były udane, :) I oby bardziej niż moje, bo moje były tragiczne ;p 

Mam nadzieję, że niebawem uda mi sie zlepić też coś na BTRAS. Jezu ten okres przedświąteczny i pomiędzy świętami a Sylwestrem jest tragiczny... Niełatwy sb zawód wybrałem. Szczególnie na taki czas. Babki walą drzwiami i oknami, by się wyfryzować. Serio.... Ale mimo to postaram się dla Was i dla sb, bo zaczynam usychać bez tej bloggerowej magii ^^

Jak rozwinie sie "kariera" Logana? Jak zdobędzie pieniądze? Jak wyglądać będzie znajomość Kendalla i Arii?? Dowiecie się niebawem :) 


Pozdrawiam:
BTC

6 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny z resztą jak każdy inny jak juz mówiłam jesteś genialny :) czekam na następny pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie! Tylko jest jeden problem, bo nie wiem co napisać w komie, ale może gdy bd grać na zwłokę to coś przyjdzie...
    Aaa wiedziałam, że Aria się do niego odezwie. Reputacja... tak to czasem jest w tych głupich szkołach. Te psikusy robione Kendowi są śmieszne i przykre jednocześnie. A Logana szkolą żeby zrobić z niego jakąś maszynę do zabijania. Nwm dokładnie o co tam bd chodzić w tych misjach, ale nie podoba mi się to. Chce się urwać z domu ale to nie jest tego warte. Można znaleźć NORMALNĄ PRACĘ! Ale już za późno. No dobra. Coś wyszło z tego koma chociaż troszkę? No i standardowo super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. hej fajny rozdział jak chcesz to wpadaj do mnie : http://kochambigtimerushr.blogspot.com/2015/12/rozdzia-29_29.html

    OdpowiedzUsuń
  4. I to jest ten moment, kiedy piszesz o bezimiennej pielęgniarce, a ja widzę ją: http://www.teenwolfwiki.com/Melissa_McCall Swoją drogą, Logan wydaje się nadzwyczaj dojrzały, wiesz? Przypomina mi się taka wypowieź z zapowiedzi serialu „Skazane”: „Czasami dobrzy ludzie robią głupie rzeczy, kiedy nie mają pieniędzy”, a to jest właśnie taka głupia rzecz. Przynajmniej jak na mój gust.
    U Kendalla się uspokoiło. Czyżby to była zbawienna moc przyjaźni, którą właśnie nawiązał z Loganem? Przypomina mi trochę Harry'ego Pottera. I nie mów, że Cię to rozwala, bo po prostu widzę w nim jego osobowość. Nie no, sprry, że to pisze, ale z tym liścikiem jest coś nie tak. Pierwsza możliwość, to, że to nie Aria napisała ten liścik, czego nawet bym się nie zdziwiła i ktoś chce sobie zrobić z Kendalla okrutne żarty. Druga: Aria to zwykła pozerska zdzira, a resztę sobie dopowiedz.
    Matka Logana wciąż jest porąbana i to się chyba nie zmieni. A Ellie tu nie lubię. To jest zła kobieta, mówię Ci! To jacyś pierdolnięci ludzie, jak słowo daję. Ona i ten jej mężulek.
    I Aria wciąż jest pozerską zdzirą. Olej ją, Kenny!
    Rozdział świetny, czekam na nn! Pozdrawiam!
    I znalazłam coś, co może się spodobać nam obojgu: https://www.youtube.com/watch?v=rPbT-3QhK7g&lc=z13nzvoqopb1d3x2k22rt5bp0yfsgtk1a Tada!
    I jeszcze jedno. Jak chcesz coś medycznego, to na „Stadzie” nie zamierzam oszczędzać Scotta. A za tydzień notka dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Logan jest tak kochany względem swojego brata *-* wiem, że sié powtarzam, ale to prawda :D Te jego szkolenia, a potem akcje wydają się bardzo ciekawe. Czekam co z tego wyjdzie ;)
    Jezuu ta Aria w tym liście nie no jak typowa paniusia, ale na spotkaniu okazala się zupełnie inna na szczęście :)
    Dobrze, że u Kendalla na razie jest ok, chociaż nadal mu dokuczają :/ spodobał się ciotce Arii i się chłopak zakochał uuuu ^^
    Super rozdział i czekam na nexta ;)
    Szczęśliwego Nowego Roku! :D

    OdpowiedzUsuń