Witam Was kochani na moim nowym blogu!! :D
Może na początku przejdę do wyjaśnień. Pewnie ktoś z Was zwrócił uwagę na nietypowy adres bloga, który za razem stał sie skrótem - "SADASAW". Może zastanawiacie się co to oznacza? Dlaczego tak? Otóż to zupełnie przypadkowa kombinacja klawiszowa. Trzeba było wymyślić jakiś adres, a ja nie miałem pomysł, więc wstukałem byle co, potem się przyzwyczaiło i tak już zostało. Tak więc witam Was na SADASAW-ie :D
Z tego miejsca chciałbym podziękować Marli S. za okazaną mi pomoc. Na prawdę miałem w niej oparcie w trakcie tworzenia tego bloga. Dziękuję, kochana. :* (BloggerMamma jest wszędzie)
Bosz... Mam nowego bloga. Nie wierzę! Nawet nie wiecie jak mnie dupa smaliła, żeby to wszystko opublikować wcześniej. Wstępny pomysł narodził się rok temu we wakacje, a potem tak jakoś zeszło, ale teraz startuję i bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że Wy też i że będziecie tutaj ze mną. :)
Bohaterowie jeszcze nie wszyscy gotowi, ale spokojnie, pojawią się w najbliższym czasie. Jak na razie czwórka z nich dostępna w zakładce. Możecie obserwować postępy. ^^
Co do publikacji rozdziałów, będą się one pojawiały w czwartki, co dwa tygodnie. Przynajmniej dopóki prowadzę jeszcze BTRAS. Potem pomyślimy co dalej. Zważywszy na to, że to dopiero początek, rozdział pierwszy wyjątkowo pojawi się już za tydzień. Tak więc widzimy się w czwartek 10 września, kochani. ;)
I na tym kończę swe ględzenie. Zapraszam Was na prolog, który w ostatecznej wersji wygląda właśnie tak, jak wygląda. Szczerze? Na początku było to takie do kitu, że aż wstyd było to publikować, a teraz nawet mi się podoba. Jest krótki, ale przekazuje, to co ma przekazać. Rozdziały będą dłuższe. ^^ Nie przedłużając.. MIŁEGO CZYTANIA, KOCHANI! :*
PROLOG:
Elena zaraz po pracy wróciła do domu ze stertą kartkówek i sprawdzianów uczniów w teczce. Tak bardzo nie chciało jej się tego sprawdzać… Miała dziś okropny humor. Nic nie szło tego dnia po jej myśli. Bolał ją kark i stopy od całodziennego stania na wysokich obcasach. Miała ochotę jedynie na masaż. Gdy weszła do mieszkania, jej męża nie było w środku. Rzuciła klucz na komodę w przedpokoju, a kurtkę odwiesiła do szafy. Kiedy tylko zdjęła buty, poczuła ogromną ulgę. Na boso dotarła do salonu, gdzie rozsiadła się wygodnie na kanapie. Włączyła telewizor i po prostu przy nim zasnęła.
Eric tymczasem zajmował się podliczaniem dochodu z ostatnich dni. Porównywał wszystkie zlecenia swoich pracowników z ilością pieniędzy w kasie oraz towaru w magazynie. Musiał także podliczyć ilość zużytej amunicji, by wiedzieć kiedy zaopatrzyć się w nową. Do wczoraj miał od tego księgową, jednak pojawiły się powody, by przestać jej ufać, więc musiała zniknąć. Teraz pewnie zajmowała się rachunkowością w sklepie z szatami dla aniołków. Tańczyła w chmurkach i na wszystko miała wyjebane. Żyła w lepszym świecie. NIE żyła. Winston nie miał innego wyjścia, jak zastrzelić tą zdradziecką szmatę. Znalezienie kogoś na jego miejsce było ciężkie, jednak jego asystent, a za razem najlepszy i osiągający najlepsze wyniki z jego pracowników, już się tym zajmował. Kiedy mężczyzna doliczył się, że w kasie brakuje dokładnie 50 tysięcy dolarów i 10 centów, wkurzył się.
- Maslow! Do mnie! – Wrzasnął, a przestraszony szatyn po chwili zapukał do jego drzwi. – Właź! – Odpowiedział na pukanie.
- Czy możesz mi do cholery powiedzieć, dlaczego tu brakuje 50 baniek?!
- Właśnie miałem ci o tym powiedzieć… - Powiedział, nerwowo pocierając ręce.
- Więc gadaj! – Warknął, czerwony ze złości.
- Widzisz... Dostałem niedawno informację od Bucketa w sprawie postępach w misji…
- Do rzeczy. – Pospieszył go.
- Ludzie Fostera ich dopadli. Zabili Dowella, a cały towar zgarnęli dla siebie.
- Dowell nie żyje?! Jakim cudem ten idiota Bucket przeżył?!
- Nie wiem dokładnie.. Dzwonił do mnie z jakiejś budki telefonicznej. Ma tu być najpóźniej jutro.
- Dobra… - Winston podrapał się po głowie. – Gdy tylko się zjawi, ma od razu do mnie przyjść. Możesz wyjść, Maslow. – James wypełnił rozkaz swojego szefa. Kiedy był zły, był zdolny do wszystkiego i każdy się go bał. Nawet James, o którym Eric mówił jak o przyjacielu.
Winston do domu wrócił wściekły. Trzasnął drzwiami wejściowymi, co obudziło jego żonę.
- Eric? To ty? – Blondynka zapytała.
- To ja. – Odpowiedział, wchodząc do salonu. Zaspana kobieta, przeciągała się na kanapie, przecierając swoje oczy.
- Stało się coś? – Zapytała, zauważając, że jej mąż kieruje się prosto do barku z alkoholem.
- Jesteśmy w dupę 50 tysięcy zielonych. – Powiedział, rozrabiając sobie whiskey.
- O żesz kurwa jego mać! – Elena ożywiła się w momencie. – Jak to się stało?
- Foster. Zajebał Dowella, a ten idiota Bucket pozwolił mu zabrać cały towar. Jak go tylko dorwę, to własnoręcznie zatłukę tego popaprańca. – Powiedział, po czym napił się bursztynowego trunku.
- Nalej mi też. – Powiedziała Winston, a Eric spełnił jej prośbę. Podał jej szklankę i usiadł obok niej. Po chwili ciszy odezwał się.
- Potrzebujemy kogoś dobrego na miejsce Dowella.. Znasz kogoś takiego? – Zapytał?
- To zależy o jakiej kategorii wiekowej mówimy.
- Ktoś młody, ale nie gówniarz. Musi być pełnoletni. Więcej nie popełnię tego błędu co z Thompsonem… - Wspomniał swojego byłego pracownika, który nie przydawał się do niczego, nie mogąc samemu za siebie odpowiadać. Biedak musiał zginąć z ręki szefa, mając jeszcze całe życie przed sobą.
- Nie wiem.. Musze pomyśleć. – Powiedziała blondynka. Teraz mógłbyś mi kochanie pomasować stópki, bo strasznie cierpią. – Uśmiechnęła się ciepło, po czym położyła się, kładąc nogi na jego udach. Mężczyzna odstawił swą whiskey na ławę i złapał jedną z jej stóp. Zaczął masować, a kobieta odprężyła się. Masował i masował, nadal myśląc o utraconych pieniądzach.
- Mam! – Nagle Elena usiadła, ożywiona swym pomysłem. Mężczyzna przestał masować jej stopy i spojrzał na nią.
- Dajesz.
- Henderson! On nada się idealnie! – Dumna z siebie klasnęła w dłonie, po czym napiła się.
- Henderson? Ten z mojej klasy?
- Dokładnie ten. – Opowiedziała, odkładając szklankę.
- Nieee… Maslow za nim nie przepada.. Nie mogę mu tego zrobić.
- A kto tu do cholery jest szefem?! Ty, czy Maslow?
- No ja.
- Więc myśl jak szef, a nie cipa swego podwładnego. Henderson będzie idealny. – Kobieta nadal pozostawała przy swoim.
- W sumie.. Jest w nim coś takiego.. Nadaje się do tej roboty. – Winston zgodził się z małżonką. – Tylko jak go przekonać, skoro on z nikim nie rozmawia? Nic o nim nie wiemy.. Nie mamy na niego żadnych haków.. Może Maslow coś będzie wiedział.. - Zaczął głośno myśleć.
- To już pozostaw mnie. – Wyrwała go z zamysłu.
- Co chcesz zrobić? – Zapytał.
- Nie ważne. – Machnęła ręką. – Po prostu mi zaufaj. – Powiedziała, po czym spojrzała przed siebie. – Do końca następnego tygodnia Henderson będzie już w naszych szeregach. – Powiedziała, po czym napiła się swojej whiskey. Eric o nic już nie pytał, po prostu tak jak ona, chwycił szklankę i napił się.