wtorek, 29 grudnia 2015

Chapter 7


                Logan siedział na krześle na szpitalnym korytarzu, podpierając głowę ręką i spał. Po czasie zauważyła go jedna z pielęgniarek i podeszła do niego. Chwyciła go za ramię i delikatnie potrząsnęła.
- Chłopcze. Chłopcze, obudź się. – Mówiła. Logan otworzył oczy. Nie widział dobrze, był zaspany. Przetarł oczy dłońmi, by poprawić ostrość widzenia i odpowiedział.
- Tak.. Już nie śpię.
- Idź przespać się w domu. Później odwiedzisz brata. – Uśmiechnęła się. Była bardzo miła.
- Nie. Ja muszę z nim zostać. Jestem mu to winien.
- Na pewno sobie poradzi. Jest bardzo samodzielny, a ty potrzebujesz snu.
- No dobrze… Ale wrócę tu z samego rana. – Chłopak podniósł się leniwie. – Do widzenia. – Powiedział i ruszył w kierunku wyjścia.
- Dobranoc. – Kobieta poprawiła go, jednak ten chyba nie zrozumiał. Był okropnie śpiący. Raz jeszcze spojrzał przez szybę na brata i odszedł bez słowa.

czwartek, 3 grudnia 2015

Chapter 6


                         Logan upewnił się tylko, że jego matka już nie śpi i wyszli z domu. Chłopak był pełen obaw co do tego, jak kobieta zajmie się jego młodszym bratem. Nie pamiętał takiej sytuacji, by musiała zostać z nim sam na sam. Bał się, że się opije, a na malca nie będzie zwracać uwagi. Całą drogę do szkoły myślał o tym i nie mógł skupić się na niczym innym. Kendall cały czas źle się czuł. Zrobił tylko dwa gryzy kanapki, którą przygotował mu Henderson i zwrócił ją od razu. Jego żołądek nie pracował poprawnie. Teraz żałował tego, że się upił. Zastanawiał się, dlaczego brunet okazał mu serce i mu pomógł. Przecież mógł go zostawić w tym parku i nie przejmować się zwykłym, bezwartościowym śmieciem.

czwartek, 19 listopada 2015

Chapter 5


                     Henderson nie mógł spać tej nocy. Cały czas myślał o tym, czego dopuściła się jego matka. Nie wierzył, że mogła to zrobić. Podziewałby się po niej wszystkiego, ale nie czegoś takiego. Ta cała sytuacja chyba go przerosła. Gdy nadszedł ranek, zadzwonił jego budzik. Jego brat się obudził i poszli zjeść śniadanie. Logan starał się zachowywać normalnie. Kiedy Toby poszedł umyć zęby, brunet upewnił się, czy drzwi od sypialni ich matki były zamknięte. Niestety nie. Nie ominął go widok na wpół okrytego kołdrą, nagiego zadka jego rodzicielki. Był już do tego przyzwyczajony. Zamknął drzwi i poszedł do łazienki, by tak jak jego brat umyć zęby. Całą drogę do szkoły myślał o wydarzeniach dzisiejszej nocy. Czuł obrzydzenie, wstręt i rozczarowanie. Tłumaczył sobie, że była pijana. Ale przecież ten stan nie jest jej obcy. Codziennie była pijana i nigdy nie odwaliła takiego numeru. Sam już nie wiedział, czy jest na to jakieś możliwe wyjaśnienie.

czwartek, 5 listopada 2015

Chapter 4


Przed przeczytaniem rozdziału: Uprzedzam! Występuje tu taka jedna chora scena... Jeśli nie chcecie jej czytać, po prostu omińcie przedostatni akapit. Miłej lektury :) 

- Macie jakiś plany na sobotę? – Po gorzkiej reprymendzie dyrektor zapytał.
- Właściwie tak… - Zaczął Logan.
- A więc musicie je zmienić. Najbliższą sobotę spędzicie w kozie.
- Ale, panie dyrektorze…
- Mam dołożyć jeszcze jedną sobotę?
- Nie, nie. – Powiedział brunet. Kendall siedział cicho. Jemu było wszystko jedno.
- W takim razie zabierajcie się stąd i zmykajcie na lekcje. – Rzekł mężczyzna i wstając, wskazał chłopcom drzwi. Do klasy szli w milczeniu. Logan nie miał ochoty rozmawiać. Bo i o czym, skoro nie lubi swego towarzysza? Blondyn zaś nie wiedział, co powiedzieć, aby tamten na niego nie nawrzeszczał. Powoli miał już tego dość, ale nie chciał się jeszcze poddawać. Nadal widział w nim człowieka, a nie tak jak inni dziwaka, do którego strach podchodzić, bo może pogryźć. Był już i tak bliżej niego od reszty, co dawało mu nadzieję, że może zbliżyć się jeszcze bardziej. Uważał, że to musi coś znaczyć, że gdzieś w głębi serca jednak jest lubiany przez brązowookiego. Cieszył się na tę sobotę w kozie. Nie dość, że nie będzie musiał w tym czasie przebywać w znienawidzonym przez siebie domu dziecka, to jeszcze będzie miał dodatkowy dzień, który może spędzić w towarzystwie Logana.

czwartek, 8 października 2015

Chapter 3


                Logan cały czas zastanawiał się nad propozycją Eleny. Niby potrzebował pieniędzy, ale jakoś nie widział siebie w roli uzbrojonego po zęby przemytnika narkotyków. Nadal był w szoku po tym co ostatnio zaszło pomiędzy nim a jego nauczycielką, a na dodatek dowiedział się o niej takich rzeczy. Nie miał pojęcia co z tym zrobić. Wiedział, że jeśli jej odmówi, to nie będzie mógł liczyć na powtórkę z ostatniego popołudnia, a dodatkowo mogłoby mu grozić niebezpieczeństwo, bo przecież został wtajemniczony w ten cały proceder. Wiedział za dużo. Z drugiej strony myślał nad konsekwencjami wstąpienia do gangu Winstonów. W jego głowie powstał ogromny mętlik. Z szoku nie wyszedł jeszcze także po zachowaniu swojego przyrodniego brata. Nie spodziewał się że James zgodzi się zaopiekować Tobim przez kilka godzin. Owszem pomagał finansowo, bo czuł się odpowiedzialny za małego, ale uważał, że płaci wystarczająco dużo, by całkowicie umyć ręce i nie brać udziału w jego wychowaniu. Maslow nie należał do ludzi wrażliwych ani tym bardziej miłych, okazujących uczucia, jednak czasem potrafił zaskakiwać i okazać serce. To był właśnie jeden z niewielu momentów, kiedy tak właśnie było. Oczywiście nie obyło się bez drobnej sprzeczki, gdy Henderson odbierał młodszego brata, jednak nie było się za bardzo czym przejmować. Na pewno większym zmartwieniem dla bruneta było to, że musiał wrócić do domu i patrzeć na pijaną matkę, a co gorsza jego mały braciszek musiał to obserwować. Nigdy nie spieszył się z powrotem.

czwartek, 24 września 2015

Chapter 2


                Nadeszła przerwa obiadowa. Logan podszedł do lady i dostał swoją porcję obiadu, zajął ten sam stolik co zwykle. Zawsze siedział przy nim sam i tym razem też tak było. Rozsiadł się wygodnie i wcinał swoje spaghetti. Nadal był wściekły na test z biologii. Przecież to niemożliwe, żeby ani jedna odpowiedź nie była poprawna. Uczył się przez całą noc, by zdać go jak najlepiej, a poza tym to przecież jego ulubiony przedmiot. Na lekcjach u pani Winston zawsze był najlepszy. Biologia i chemia to takie jego dwa koniki. Z innych przedmiotów nie radził sobie tak dobrze. Nie był głupi, ale po prostu nie przykładał do nich tyle uwagi. Przecież żadna inna nauczycielka nie była tak atrakcyjna jak Elena Winston. Lubił jeszcze wf, choć nie lubił swojego nauczyciela, a za razem wychowawcy. Może to chore, ale żywił do niego nienawiść, bo był mężem kobiety, w której się zakochał. Nawijał na widelec makaron i pakował go do ust, cały czas rozmyślając.

czwartek, 10 września 2015

Chapter 1


                 Dla Logana był to kolejny, szary dzień. Wstał jak zwykle i obudził swojego młodszego braciszka. Zrobił dla nich śniadanie, a po wspólnym posiłku poszli umyć zęby. Ich matka wciąż spała i raczej nie zamierzała za wcześnie wstawać, bo ostatniej nocy zabalowała. Kolejny raz przyprowadziła do domu jakiegoś faceta i chłopcy znów musieli oglądać goliznę własnej rodzicielki. Dla bruneta nie był to przyjemny widok, a co dopiero dla jego młodszej kopii, dlatego zamknął drzwi od sypialni matki, aby młody nie musiał więcej tego oglądać. Henderson spakował książki, sprawdził też czy mały Toby ma wszystko w plecaku i razem wszyli z domu. Starszy chwycił młodszego za rękę i podążali chodnikiem w stronę przedszkola. Po drodze prowadzili braterską rozmowę. Logan nie widział świata poza swoim młodszym bratem, był jego oczkiem w głowie, a i ten mniejszy żywił do starszego jak najlepsze uczucia. Kiedy dotarli na miejsce weszli do środka. Maslow zdjął swą kurtkę i zmienił buciki w szatni, Logan pomógł mu je zawiązać, po czym potarmosił go po głowie i szepnął do ucha:

czwartek, 3 września 2015

Powitanie i prolog


Witam Was kochani na moim nowym blogu!! :D 


                Może na początku przejdę do wyjaśnień. Pewnie ktoś z Was zwrócił uwagę na nietypowy adres bloga, który za razem stał sie skrótem - "SADASAW". Może zastanawiacie się co to oznacza? Dlaczego tak? Otóż to zupełnie przypadkowa kombinacja klawiszowa. Trzeba było wymyślić jakiś adres, a ja nie miałem pomysł, więc wstukałem byle co, potem się przyzwyczaiło i tak już zostało. Tak więc witam Was na SADASAW-ie :D

               Z tego miejsca chciałbym podziękować Marli S. za okazaną mi pomoc. Na prawdę miałem w niej oparcie w trakcie tworzenia tego bloga. Dziękuję, kochana. :* (BloggerMamma jest wszędzie)

               Bosz... Mam nowego bloga. Nie wierzę! Nawet nie wiecie jak mnie dupa smaliła, żeby to wszystko opublikować wcześniej. Wstępny pomysł narodził się rok temu we wakacje, a potem tak jakoś zeszło, ale teraz startuję i bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że Wy też i że będziecie tutaj ze mną. :)

               Bohaterowie jeszcze nie wszyscy gotowi, ale spokojnie, pojawią się w najbliższym czasie. Jak na razie czwórka z nich dostępna w zakładce. Możecie obserwować postępy. ^^

               Co do publikacji rozdziałów, będą się one pojawiały w czwartki, co dwa tygodnie. Przynajmniej dopóki prowadzę jeszcze BTRAS. Potem pomyślimy co dalej. Zważywszy na to, że to dopiero początek, rozdział pierwszy wyjątkowo pojawi się już za tydzień. Tak więc widzimy się w czwartek 10 września, kochani.  ;)

               I na tym kończę swe ględzenie. Zapraszam Was na prolog, który w ostatecznej wersji wygląda właśnie tak, jak wygląda. Szczerze? Na początku było to takie do kitu, że aż wstyd było to publikować, a teraz nawet mi się podoba. Jest krótki, ale przekazuje, to co ma przekazać. Rozdziały będą dłuższe. ^^ Nie przedłużając.. MIŁEGO CZYTANIA, KOCHANI! :*


PROLOG: 



                Elena zaraz po pracy wróciła do domu ze stertą kartkówek i sprawdzianów uczniów w teczce. Tak bardzo nie chciało jej się tego sprawdzać… Miała dziś okropny humor. Nic nie szło tego dnia po jej myśli. Bolał ją kark i stopy od całodziennego stania na wysokich obcasach. Miała ochotę jedynie na masaż. Gdy weszła do mieszkania, jej męża nie było w środku. Rzuciła klucz na komodę w przedpokoju, a kurtkę odwiesiła do szafy. Kiedy tylko zdjęła buty, poczuła ogromną ulgę. Na boso dotarła do salonu, gdzie rozsiadła się wygodnie na kanapie. Włączyła telewizor i po prostu przy nim zasnęła.

            Eric tymczasem zajmował się podliczaniem dochodu z ostatnich dni. Porównywał wszystkie zlecenia swoich pracowników z ilością pieniędzy w kasie oraz towaru w magazynie. Musiał także podliczyć ilość zużytej amunicji, by wiedzieć kiedy zaopatrzyć się w nową. Do wczoraj miał od tego księgową, jednak pojawiły się powody, by przestać jej ufać, więc musiała zniknąć. Teraz pewnie zajmowała się rachunkowością w sklepie z szatami dla aniołków. Tańczyła w chmurkach i na wszystko miała wyjebane. Żyła w lepszym świecie. NIE żyła. Winston nie miał innego wyjścia, jak zastrzelić tą zdradziecką szmatę. Znalezienie kogoś na jego miejsce było ciężkie, jednak jego asystent, a za razem najlepszy i osiągający najlepsze wyniki z jego pracowników, już się tym zajmował. Kiedy mężczyzna doliczył się, że w kasie brakuje dokładnie 50 tysięcy dolarów i 10 centów, wkurzył się.
- Maslow! Do mnie! – Wrzasnął, a przestraszony szatyn po chwili zapukał do jego drzwi. – Właź! – Odpowiedział na pukanie.
- Czy możesz mi do cholery powiedzieć, dlaczego tu brakuje 50 baniek?!
- Właśnie miałem ci o tym powiedzieć… - Powiedział, nerwowo pocierając ręce.
- Więc gadaj! – Warknął, czerwony ze złości.
- Widzisz... Dostałem niedawno informację od Bucketa w sprawie postępach w misji…
- Do rzeczy. – Pospieszył go.
- Ludzie Fostera ich dopadli. Zabili Dowella, a cały towar zgarnęli dla siebie.
- Dowell nie żyje?! Jakim cudem ten idiota Bucket przeżył?!
- Nie wiem dokładnie.. Dzwonił do mnie z jakiejś budki telefonicznej. Ma tu być najpóźniej jutro.
- Dobra… - Winston podrapał się po głowie. – Gdy tylko się zjawi, ma od razu do mnie przyjść. Możesz wyjść, Maslow. – James wypełnił rozkaz swojego szefa. Kiedy był zły, był zdolny do wszystkiego i każdy się go bał. Nawet James, o którym Eric mówił jak o przyjacielu.

            Winston do domu wrócił wściekły. Trzasnął drzwiami wejściowymi, co obudziło jego żonę.
- Eric? To ty? – Blondynka zapytała.
- To ja. – Odpowiedział, wchodząc do salonu. Zaspana kobieta, przeciągała się na kanapie, przecierając swoje oczy.
- Stało się coś? – Zapytała, zauważając, że jej mąż kieruje się prosto do barku z alkoholem.
- Jesteśmy w dupę 50 tysięcy zielonych. – Powiedział, rozrabiając sobie whiskey.
- O żesz kurwa jego mać! – Elena ożywiła się w momencie. – Jak to się stało?
- Foster. Zajebał Dowella, a ten idiota Bucket pozwolił mu zabrać cały towar. Jak go tylko dorwę, to własnoręcznie zatłukę tego popaprańca. – Powiedział, po czym napił się bursztynowego trunku.
- Nalej mi też. – Powiedziała Winston, a Eric spełnił jej prośbę. Podał jej szklankę i usiadł obok niej. Po chwili ciszy odezwał się.
- Potrzebujemy kogoś dobrego na miejsce Dowella.. Znasz kogoś takiego? – Zapytał?
- To zależy o jakiej kategorii wiekowej mówimy.
- Ktoś młody, ale nie gówniarz. Musi być pełnoletni. Więcej nie popełnię tego błędu co z Thompsonem… - Wspomniał swojego byłego pracownika, który nie przydawał się do niczego, nie mogąc samemu za siebie odpowiadać. Biedak musiał zginąć z ręki szefa, mając jeszcze całe życie przed sobą.
- Nie wiem.. Musze pomyśleć. – Powiedziała blondynka. Teraz mógłbyś mi kochanie pomasować stópki, bo strasznie cierpią. – Uśmiechnęła się ciepło, po czym położyła się, kładąc nogi na jego udach. Mężczyzna odstawił swą whiskey na ławę i złapał jedną z jej stóp. Zaczął masować, a kobieta odprężyła się. Masował i masował, nadal myśląc o utraconych pieniądzach.
- Mam! – Nagle Elena usiadła, ożywiona swym pomysłem. Mężczyzna przestał masować jej stopy i spojrzał na nią.
- Dajesz.
- Henderson! On nada się idealnie! – Dumna z siebie klasnęła w dłonie, po czym napiła się.
- Henderson? Ten z mojej klasy?
- Dokładnie ten. – Opowiedziała, odkładając szklankę.
- Nieee… Maslow za nim nie przepada.. Nie mogę mu tego zrobić.
- A kto tu do cholery jest szefem?! Ty, czy Maslow?
- No ja.
- Więc myśl jak szef, a nie cipa swego podwładnego. Henderson będzie idealny. – Kobieta nadal pozostawała przy swoim.
- W sumie.. Jest w nim coś takiego.. Nadaje się do tej roboty. – Winston zgodził się z małżonką. – Tylko jak go przekonać, skoro on z nikim nie rozmawia? Nic o nim nie wiemy.. Nie mamy na niego żadnych haków.. Może Maslow coś będzie wiedział.. - Zaczął głośno myśleć.
- To już pozostaw mnie. – Wyrwała go z zamysłu.
- Co chcesz zrobić? – Zapytał.
- Nie ważne. – Machnęła ręką. – Po prostu mi zaufaj. – Powiedziała, po czym spojrzała przed siebie. – Do końca następnego tygodnia Henderson będzie już w naszych szeregach. – Powiedziała, po czym napiła się swojej whiskey. Eric o nic już nie pytał, po prostu tak jak ona, chwycił szklankę i napił się.